2007-02-08

Odczyt siódmy: Słowa.

Zapis rozmowy z dn. 8-II-2007 roku.

- Czym jest dla was informacja?

- Informacja... to pewne dane. Przede wszystkim książki, pismo. Poradniki, ulotki, instrukcje obsługi. Ale to też obraz, film, słowa. Właściwie to z wielu rzeczy można czerpać informacje. Doświadczenie, przeszłość, to też informacja.

- I gdzie to wszystko zapisujecie? Wystarcza wam miejsca?

- Tak... tak sądzę. Chyba wystarcza. Nie istnieje jedno miejsce, gdzie wszystkie informacje dotyczące ludzkości są gromadzone. Nie ma globalnego dysku twardego, na którym zapisuje się historię, książki, słowa. Myślę, że coś takiego nawet nie mogłoby istnieć, zbudowanie takiego molocha informacyjnego jest niemożliwe. Tak sądzę...

- Więc gdzie? Gdzie to wszystko jest?

- W różnych miejscach. W archiwach, na serwerach państwowych, w przeróżnych instytucjach na całym świecie. Za odpowiedni dział informacji jest odpowiedzialna konkretna „komórka”. Informacje urzędowe, personalne, przechowują odpowiednie instytucje. Odpowiednie – jak to wcześniej nazwałem – „komórki”.

- I ciągle macie na to wszystko miejsce? Ciągle jest gdzie umieszczać nowe informacje? Wasze placówki, „komórki”... nie okazują się zbyt mało pojemne?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale chyba nie... chyba jest miejsce. Buduje się nowe biurowce, drukuje nowe karty, stare dane archiwizuje na nowe sposoby. Staramy się trzymać porządek, systematyzować informacje.

- A nie boicie się, że miejsca kiedyś zabraknie? Że zginiecie wśród masy informacji, którą tworzycie?

- To chyba nam nie grozi. Korzystamy w danej chwili tylko z tych informacji, które są nam potrzebne. Nie wyciągamy wszystkich na raz. Segregujemy, chowamy do odpowiednich szufladek, a gdy konkretna informacja jest potrzebna – odsuwamy odpowiednią szufladkę. Reszta pozostaje zamknięta.

- A słowa?

- Słowa?...

- Powiedziałeś, że też są informacją. A czy one ważą? Czy są cięższe i lżejsze? Potraficie to WYCZUĆ?

- Nie... tak... to zależy. Zadajesz trudne pytania, muszę długo szukać odpowiedzi. Czasem ważą, czasami są bardzo ciężkie. Czasami z trudnością możemy je przyjąć. Gniotą nas, cisną do podłogi. Czasami upadamy od takiego ciężaru. Zdarza się, że już nie możemy się podnieść. Wszystko zależy.

- Od czego? Od pojemności waszych dysków?

- Raczej... raczej od jakości. I od tego, kto wypowiedział słowo. Słowo od nieznajomego przyjmiesz zupełnie inaczej niż to samo słowo od bliskiej ci osoby. Wszystko ma swoją wagę, każda informacja, która za pomocą słów dociera do nas. Spytałeś, czy waży, czy mamy pojemność... Chyba tak. Czasem nie wytrzymujemy, nie dajemy rady. Chcemy uciec od informacji, chcemy zatrzasnąć wszystkie drzwi i zamknąć się w samotności. To wszystko zbyt wiele waży, zbyt wiele do nas dociera. Na tyle rzeczy jesteśmy otwarci. I tyle rzeczy może nas przeciążyć. Obietnice, przysięgi, obelgi, przekleństwa, szyderstwa, wyśmiewanie, słowa uznania, gratulacje... Tyle rzeczy przyjmujemy do siebie. Tyle słów, znaczeń. Tyle informacji... Niektóre mają piękne, kolorowe kształty. Inne są jak igła, jak szpikulec. Tyle potrafimy przyjąć... Ale czasami to zbyt wiele.

- I co wtedy? Jakie słowa są najcięższe?

- Tego się nie da... nie zrozumiesz. Dzieją się różne rzeczy. Zależy, to wszystko zależy. Jest względne i nieuniwersalne. Ciągle pytasz o przepis, a ja nie wiem... nie potrafię.

- Mylisz się. Nie pytam o przepis, nie o uniwersalne. Pytam ciebie.

- Ale... ty próbujesz poznać ludzkość, a nie mnie. Ja jestem tylko komórką, atomem. Ja nie jestem ludzkość.

- Ale należysz do niej. Jesteś częścią, jesteś nią. Jesteś ludzki. W pełni ludzki.

Milczę. Długo patrzę na robota. Diody świecą ciepłym światłem. Zastanawiam się kim on właściwie dla mnie jest. Światło jest naprawdę ciepłe.

- Co się dzieje, gdy dostaniemy za dużo informacji? Czasem nie wiemy co się dzieje, coś tracimy. Trudno to nazwać, to jakby ktoś wyprał twój świat, pozostawił w nim puste plamy. To oglądanie świata na nowo, w ciemnym, bardzo krzywym zwierciadle. Nawet nie wiem czy to uczcie. To coś innego, zupełnie innego. Wtedy jesteś inny ty i inny jest świat. I to nie jest dobre. To jakieś zagubienie, niemożność odnalezienia drogi. Ślepota, przeświadczenie, że gdzieś tam z przodu nic już nie ma. Że uciekło i pękło. Że w zasadzie nic już nie ma. Bardzo trudno udźwignąć jest niektóre słowa, bardzo trudno.

- Ale potraficie? Nic nie jest w stanie was złamać...

- Nie wiem czy potrafimy. Nie wiem, czy jeśli potrafimy, to właśnie tak powinniśmy się zachowywać. Może właśnie padamy, może uginamy się wiele razy. Czasami zbyt wiele. Aż w końcu upadniemy. Może wcale nie jesteśmy tacy silni?

- Podnosicie się jednak. Za każdym razem wstajecie, prostujecie nogi, powoli podnosicie głowę, patrzycie przed siebie i idziecie dalej. Jest w was tyle siły... tyle determinacji...

- Nie w każdym, uwierz, nie w każdym. To trudne, to bardzo trudne. Wszystko o czym mówisz, o co pytasz, to bardzo trudne tematy. Trudno mi na nie odpowiadać i trudno dawać ci głęboki obraz. Są ludzie, którzy zniosą wszystko, którzy będą się śmiali cieszyli. Ale... tylko oni będą wiedzieli co dzieje się w środku. Tylko oni.
Są też tacy, którzy ratują się lekarstwami, są różne choroby, terapie. Są też tacy, którzy ratują się innymi ludźmi, którzy u innych szukają ratunku. Leczymy się samym przebywaniem ze sobą, obcowaniem, kontaktami. Czasami to daje mnóstwo energii, mnóstwo radości. Tyle siły, żeby znowu zmierzyć się z trudnościami. Są przypadki, gdy jesteśmy dla siebie niezbędni. Gdyby nie było innych ludzi często jedynym ratunkiem stawałyby się lekarstwa. I nie jestem pewien, czy same tabletki dodawałyby siły.

- A czego potrzebujecie?

- Wiary, chyba mnóstwa wiary. W przeróżne rzeczy. W siebie, w sens. W to, że nasze działania są dobre, że można z nich czerpać radość. Doceniania, poczucia siebie, swobody. Przeróżnych rzeczy, które sprawiają, że człowiek staje się sobą. Wiary w to, że istnieje się po coś, że dla czegoś i że gdyby nie ty, powstałaby jakaś luka w rzeczywistości... Nie wiem, czy wiesz o czym mówię. Ale to właśnie to, czego potrzebujemy. Czegoś nienazwanego, co sprawia, że zaczynamy żyć. I to nie jest jedna rzecz, jeden stan. To całe mnóstwo szczegółów, które składają się na to poczucie kroczenia właściwą drogą. Mnóstwo rzeczy o których często zapominamy, których nie cenimy, a są przecież bardzo ważne.

- A ja?

- Ty? Co ty?

- Czy ja – jestem potrzebny? Wiem, że nie jestem jak wy... ale czy potrzebny?

Długo milczę i długo na niego patrzę. Wlepia świetlisty wzrok w drewniany blat stołu. Wstaję z krzesła i wyłączam czajnik. Gwizdał długo, ale nie słyszałem. Zalewam herbatę. Para tańczy, a ja się zastanawiam.
Jest ciepło, bardzo ciepło.

Zaczynam mówić, staram się brzmieć poważnie i pewnie, ale głos trochę drży. Gardło ściśnięte.

- Pytasz o fundamentalne rzeczy dotyczące ludzkiego bytu, ludzkiej natury. Ludzkich uczuć i działań. A może... nawet ten przymiotnik „ludzki” jest zbędny. Pytasz o rzeczy, które zostały nam dane, o pewne dary, które czasem stają się przekleństwem. Pytasz o człowieczeństwo, o ciepło, o bardzo ważne rzeczy, które składają się na ludzki organizm. Pytasz, pytasz... A ja staram się odpowiadać. Znaleźć słowa na tyle obrazowe, byś mógł DOŚWIADCZYĆ tego kim my jesteśmy. Dajesz mi poczucie pewnej misji, sensu. Nie wiem co bym robił i kim bym był, gdybyś się nie pojawił. Nie wiem o czym bym rozmawiał i z kim bym rozmawiał. Nie wiem też, czy wiedziałbym kim jest człowiek i... nie wiem czy kiedykolwiek się dowiem.

Robot patrzy na mnie. Teraz to ja spuszczam wzrok. Głośno chłepcę gorącą herbatę.

- To ty – mówi maszyna – ty jesteś człowiek.

Nie jestem w stanie niczego powiedzieć. Słowa grzęzną w gardle. Milczę, piję herbatę. Jest cicho, tak cichutko...



Dopisek (noc z 8 na 9-II-2007 roku)

Tyle razy słyszałem to słowo. Człowiek. Tyle razy... Ale dzisiejszego wieczoru... było inne. Zabrzmiało inaczej, miało inne, nie znane mi dotąd znaczenie. Było pełne, głębokie i mające sens. Miało sens i było ważne. Nie wiem co się stało, nie wiem dlaczego tak się dzieje. Ale... poraziło mnie. Chyba coś zrozumiałem. Uniosłem to słowo, udźwignąłem. Niektóre są takie lekkie.

Jest tyle słów, tyle znaczeń. Tyle ludzi, którzy je wypowiadają. A słowa niektórych mają zupełnie inne znaczenia. Mimo, że brzmią podobnie – są inne, zupełnie inne.

Niektóre ostre, kaleczą i zabijają. A inne mięciutkie, zrobione z pluszu. Słowa, które można tulić, chować do kieszeni i ogrzewać się nimi, gdy robi się zimno.

Tyle słów, tyle sensów... A niektóre... tak celne, tak lekkie. Niektóre są jak pióra.

Nie wiem ile ważyło i jakie było słowo maszyny, tego nie potrafię ocenić. Ale może taka wiedza wcale nie jest potrzebna?

Wiem tylko, że było ważne. Bardzo ważne.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawe. Podobywuje mi się to.

Anonimowy pisze...

Kiedyś na lekcji biologii w liceum postawiłem pytanie- czy pojemność mózgu ludzkiego dało by się zmierzyć w bajtach?

body pisze...

nie znam tych wszystkich definicji i dzwiekow... szepczesz... laskoczesz mnie szeptem... zgrubionym imieniem kazesz mi sie skupic... kpina mobilizujesz... w zlosci zalamuje Ci sie glos, nigdy nie krzyczysz... kazde slowo mozesz prosto uzasadnic, jak gdybys Ty je ZROBIL... prosto... ucze sie tych komend... rozpaczliwie rzucam haslami... rozpaczliwie nie znam tych wszystkich definicji... rozpaczliwie roznie.

"(...)nieoczekiwana architektura slowa(...)"